Krótszy czas pracy? Ministra Dziemianowicz-Bąk zapowiada pilotaż

W coraz większej liczbie krajów europejskich tygodniowy czas pracy jest krótszy niż 40 godzin. Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej zaprezentowała wyniki analiz dotyczących skrócenia czasu pracy w Polsce. Proponuje pilotażowy program dla pracodawców.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zaprezentowało wyniki pierwszego etapu analiz dotyczących skrócenia tygodnia pracy. Szefowa resortu, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, podkreśla w rozmowie z xyz.pl, że ograniczenie czasu pracy to kierunek pożądany. Według niej wielu pracowników w Polsce odczuwa przepracowanie, co negatywnie wpływa na ich efektywność.

– Coraz częściej dostrzegają to także pracodawcy i przedsiębiorcy, decydując się oddolnie na eksperymentalne wprowadzanie rozwiązań takich jak dłuższe urlopy, wolne piątki czy skracanie godzin pracy. Najczęstszą obawą związaną ze skróceniem czasu pracy jest ryzyko obniżenia wynagrodzenia. To absolutny warunek: skrócenie czasu pracy musi odbywać się przy zachowaniu dotychczasowego poziomu płac – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Najczęstszą obawą związaną ze skróceniem czasu pracy jest ryzyko obniżenia wynagrodzenia. To absolutny warunek: skrócenie czasu pracy musi odbywać się przy zachowaniu dotychczasowego poziomu płac.

Skrócenie czasu pracy

Szefowa resortu pracy stawia sprawę jasno – skracanie czasu pracy nie może odbywać się kosztem wynagrodzeń pracowników. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zakończyło pierwszy etap analiz i planuje kolejne, inspirując się rozwiązaniami z Francji i Hiszpanii, które zdecydowały się na krótszy tydzień pracy. Krótszy czas pracy niż w Polsce obowiązuje także m.in. w Szwecji, Danii oraz w niektórych regionach Portugalii i Niemiec. Ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreśla, że proces wdrażania zmian musi być stopniowy i rozłożony w czasie.

– Do takiej zmiany trzeba podchodzić z pokorą i w duchu dialogu – z pracodawcami, związkami zawodowymi i pracownikami – by stopniowo oswajać z tą koncepcją. Bardzo się cieszę, że ten proces postępuje – mówi członkini rządu.

Jako przykłady przytacza samorządy w Lesznie i we Włocławku, gdzie wprowadzono krótszy tydzień pracy, a także poznański Herbapol – dużą firmę z branży spożywczej, która również zdecydowała się na taki krok. Ministra zauważa, że nie wszystkie firmy informują o podobnych decyzjach publicznie – bo „na tym polega ich przewaga konkurencyjna”.

Wiadomo, że analizy prowadzone przez resort obejmują dwa warianty: skrócenie tygodnia pracy z pięciu do czterech dni oraz zmniejszenie liczby godzin z 40 do 35 tygodniowo. Pod uwagę brana jest również specyfika danej branży. Inne rozwiązanie może zostać zastosowane w dużym zakładzie, gdzie podstawą jest praca fizyczna, a inne w biurze.

– To dla mnie ważne – z jednej strony jako ministry pracy, by zapewniać nowoczesne warunki zatrudnienia, ale z drugiej – jako ministry rodziny – by promować postawy prorodzinne, które wymagają czasu. Trzeba mieć czas, by godzić życie zawodowe z rodzinnym – podkreśla Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Pozytywnie o skróceniu czasu pracy już w 2022 r. (czyli jeszcze za rządów PiS) wypowiedziała się NSZZ „Solidarność”. Komisja Krajowa poparła zaproponowany wówczas poselski projekt ustawy. Przygotowali go politycy partii Razem (w tym obecni kandydaci w wyborach prezydenckich Magdalena Biejat i Adrian Zandberg) będący wówczas w klubie Lewicy. Projekt nie przeszedł dalej.

Pilotażowy program

Ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk proponuje pracodawcom dobrowolny pilotażowy program. Będzie skierowany do firm, jednostek samorządowych, związków zawodowych i fundacji. Podstawowym warunkiem uczestnictwa w programie ma być gwarancja wynagrodzenia na dotychczasowym poziomie. W ramach testów możliwe są choćby zredukowanie godzin pracy w konkretne dni lub redukcja dni pracy w tygodniu. W pierwszym roku trwania programu ministra Dziemianowicz-Bąk chce wydać na ten cel z Funduszu Pracy 10 mln zł.

Szefowa resortu pracy uzasadnia swój ruch analizami, z których wynika, że krótszy niż ośmiogodzinny czas pracy ma przełożenie na lepszy stan zdrowia pracowników. Zmniejsza również ryzyko wypalenia zawodowego, błędów w pracy oraz absencji chorobowych. Ministra przekonuje, że zmiana nie wpłynie negatywnie na wyniki finansowe firm. Podkreśla również, że to pożądany społecznie ruch. Z jej danych wynika, że ponad 60 proc. badanych popiera ten kierunek.

Kluczowa analiza dopiero się rozpocznie

Zdaniem Marcina Staneckiego, Głównego Inspektora Pracy, skrócenie czasu pracy jest nieuniknione.

– Kwestią otwartą pozostaje pytanie: kiedy. To może być kwestia kilku, a może kilkunastu lat. Jeszcze w XIX wieku wolne niedziele były czymś wyjątkowym, a 40-godzinny tydzień pracy to w Polsce wciąż stosunkowo nowy standard. Soboty także nie zawsze były wolne – przypomina Marcin Stanecki.

Szef Państwowej Inspekcji Pracy podkreśla, że kluczowe znaczenie dla decyzji o skróceniu czasu pracy będzie miała analiza, którą przeprowadzi Centralny Instytut Ochrony Pracy. Rozpocznie się ona najwcześniej za rok i potrwa również rok – w ramach programu instytutu na lata 2025-2027.

– Dogłębna analiza będzie dotyczyć wpływu skrócenia czasu pracy na zdrowie, dobrostan pracowników oraz liczbę wypadków w miejscu pracy. Zostanie przeprowadzona przez niezależnych i doświadczonych naukowców na dużej próbie badawczej. Rozpocznie się najwcześniej za rok i potrwa około dwunastu miesięcy. Aby wyniki były rzetelne, badania muszą być pogłębione – nie mogą być zbyt krótkie. We wstępnych analizach Instytut Medycyny Pracy zwrócił uwagę, że w Polsce ludzie pracują bardzo dużo – często na dwa etaty. Skrócenie czasu pracy może więc w praktyce oznaczać krótszy czas w jednym miejscu, ale dłuższą pracę w drugim – z potrzeby dorobienia. Wciąż jesteśmy społeczeństwem na dorobku – podkreśla Marcin Stanecki.

We wstępnych analizach Instytut Medycyny Pracy zwrócił uwagę, że w Polsce ludzie pracują bardzo dużo – często na dwa etaty.

Główny Inspektor Pracy uwzględnia liczne wątpliwości, jakie budzi pomysł skrócenia czasu pracy. Zwraca uwagę, że Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej analizuje również koszty ekonomiczne tego rozwiązania. Podkreśla, że w dobie rozwoju nowych technologii, rewolucji technicznej i silnej konkurencji międzynarodowej, gospodarka nie może stracić swojej konkurencyjności. W takim duchu – odpowiedzialnym i zrównoważonym – powinny dokonywać się zmiany.

Jak do idei skrócenia czasu pracy podchodzi środowisko pracodawców?

Prof. Jacek Męcina – prawnik, specjalista ds. prawa pracy i doradca zarządu Konfederacji Lewiatan – pozytywnie ocenia stopniowy charakter rozważanych zmian.

– Jeżeli mamy do czynienia z początkiem merytorycznej dyskusji, to oznacza poważne podejście do tematu. W perspektywie dekady musimy rozmawiać o zmianach na rynku pracy. Nowe technologie będą sprawiać, że pracy będzie ubywać, a więc konieczne stanie się dzielenie się nią – mówi prof. Męcina.

Nowe technologie będą sprawiać, że pracy będzie ubywać, a więc konieczne stanie się dzielenie się nią. Ekspert zwraca uwagę, że wprowadzanie powszechnych regulacji skracających czas pracy może być na tym etapie przedwczesne.

– Spójrzmy na grupy deficytowe, takie jak lekarze czy pielęgniarki. Skrócenie czasu pracy w tych zawodach oznaczałoby zmniejszenie dostępności personelu medycznego – to byłoby po prostu niemożliwe. Dotyczy to również sektorów przemysłowych, które muszą mieć możliwość maksymalnego wykorzystania swojego potencjału. Owszem, możemy rozmawiać o przyszłości – dobrze, że pojawiają się konsultacje – ale zmiany powinny odbywać się w formie zachęt i w tych obszarach, gdzie rzeczywiście możliwe jest dzielenie się pracą. Takim przykładem może być administracja publiczna, gdzie coraz większą rolę odgrywają usługi cyfrowe – ocenia prof. Jacek Męcina.

Pod prąd konkurencyjności

Bardziej sceptycznie patrzy na to prezydent Konfederacji Lewiatan, Maciej Witucki. Jego zdaniem czas pracy należy traktować pragmatycznie, a nie ideologicznie.

– Jeżeli będziemy rozmawiać ideologicznie, czyli tak, jak przez ostatnich kilkanaście lat rozmawialiśmy o ochronie środowiska – nie o faktach, a ideologii – to będą to cele nie do zrealizowania, które nie uwzględniają potrzeb biznesu i pracowników. Rozmawiajmy o tym, co chcemy osiągnąć, a powinniśmy osiągnąć konkurencyjność wobec europejskich gospodarek. Jedną z mniej konkurencyjnych gospodarek w Europie jest Francja, która wprowadziła 35-godzinny tydzień pracy. Skracanie czasu pracy przy zwiększaniu wynagrodzeń będzie pod prąd konkurencyjności i może oznaczać zamknięcie gałęzi przemysłu i pozbawienie pracy rzeszy Europejczyków, a to nie powinno być naszym celem – uważa Maciej Witucki.

Szef Lewiatana widzi za to przestrzeń do uelastyczniania czasu pracy. Jak mówi – oczekują tego zarówno pracodawcy, jak i pracownicy.

– Nie wprowadzi się jednak elastyczności np. na taśmach produkcyjnych. Trzeba zacząć od potrzeb biznesu i realnych oczekiwań pracowników, a nie mało realnych haseł, jak 35 godzin. Skoro tak, to dlaczego nie 25 lub 20 godzin? Jeżeli pójdziemy tu w licytację, to podążymy podobną drogą, co w przypadku dyskusji o ekologii, która nie koncentruje się już na ratowaniu planety. W kraju bez bezrobocia, którym jest Polska, skracanie czasu pracy przy jednoczesnym utrzymywaniu trendu wzrostu wynagrodzeń to prosta droga do deindustrializacji i utraty tego, co Polska przez ostatnich kilkadziesiąt lat uzyskała. Trzeba pamiętać, że marże firm to podatki. Polacy potrzebują dziś inwestycji w obronność, edukację i ochronę zdrowia. One są finansowane z podatków z marż firm. Jeżeli wprowadzi się zmiany w myśl „obciążenia kapitalistów”, to na koniec zapłacą za to Polacy – przestrzega Maciej Witucki.

Jeżeli pójdziemy tu w licytację, to podążymy podobną drogą, co w przypadku dyskusji o ekologii – zamiast opierać ją na ratowaniu planety.

Dobrowolność, a nie przymus

W podobnym tonie wypowiada się Wojciech Kostrzewa, prezes Polskiej Rady Biznesu. Jego zdaniem Polska nie jest obecnie na etapie, na którym możliwe jest skrócenie czasu pracy przy pełnej kompensacie wynagrodzenia.

– Jesteśmy wprawdzie coraz bardziej zamożnym krajem, ale wciąż na dorobku. Sytuacja na rynku pracy, na którym zatrudnienie jest pełne, również nie wskazuje na to, by administracyjne skracanie czasu pracy było sensownym kierunkiem. Jeżeli specyficzne branże i firmy są gotowe na skrócenie czasu pracy, sądząc, że zwiększy to ich wydajność, powinny to być działania dobrowolne, a nie narzucane z góry przez ustawodawcę – ocenia Wojciech Kostrzewa.

Powinny to być działania dobrowolne, a nie narzucane z góry przez ustawodawcę.

Szef Polskiej Rady Biznesu również opowiada się za większą elastycznością. Warunkiem jest jednak dobrowolność.

– Ostatnie lata pokazały, że wiele firm zaakceptowało – niektóre z przymusu, a niektóre w dobrze pojętym własnym interesie – hybrydowy czas pracy, który pozwala nam pracować w różnych godzinach i z różnych miejsc. Po pandemii pojawiła się większa akceptacja elastycznego czasu i miejsca pracy dla najwyższej kadry menedżerskiej, co wcześniej było nie do pomyślenia. Jestem przeciwny skracaniu czasu pracy. Mój czas pracy jest bliższy 50 godzinom tygodniowo niż 35 – podsumowuje Wojciech Kostrzewa.

Przed Świętem Pracy

Ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreśla, że wprowadzenie zmian na dużą skalę wymaga głębokiej reformy prawa pracy i systemu prawnego.

– Nie chcemy być „mądrzejsi na zapas” i wprowadzać zmian bez ich rzetelnego zbadania, ani bez szerokich konsultacji i społecznego poparcia. Ten etap już za nami. Tego typu reformy muszą być efektem dialogu społecznego: z pracodawcami, związkami zawodowymi i samymi pracownikami.

Będziemy kontynuować prace nad kolejnymi etapami tak długo, jak długo będę pełnić funkcję ministry pracy. Ale jestem przekonana, że to zmiana o charakterze cywilizacyjnym – podkreśla Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Żródło: portal xyz.pl

News